zabił.
– Barbaro? – powiedział Jack, wyrywając ją z zamyślenia. – Właśnie myślałam, że Lucy mogła trafić w gorsze miejsce. Bardzo chętnie pojadę tam na kilka dni. Lucy oparła na kolanach koszyk ze świeżo zerwaną fasolką i westchnęła z zadowoleniem. Dwa zwyczajne dni. Wymieniła rozbitą szybę, zagipsowała dziurę w ścianie i sprawdziła dokładnie cały dom, ale nie znalazła ani broni, ani amunicji. Rob również doniósł, że Georgie jest czysty. A po zakończeniu pracy w biurze razem z dziećmi zrywała fasolkę. – Czy myślisz, że Daisy kazała Sebastianowi zrywać fasolkę? – zapytała Madison, stając na ganku. – Nie sądzę, żeby ktokolwiek kiedykolwiek potrafił go do czegoś zmusić – uśmiechnęła się Lucy, wyłuskując ziarna ze strąków. – Ma piękne konie. To prawda, pomyślała Lucy. Piękne konie, kundle, dom bez prądu i wody bieżącej. Nigdy nie potrafiła zrozumieć tego dziwnego mężczyzny. Na szczęście nie należało to do jej obowiązków. Sebastian został w Wyomingu. Zapewne leżał teraz na hamaku, kaszląc od kurzu. Madison usiadła obok niej i również zajęła się łuskaniem fasolki. J.T. gdzieś zniknął. Był ciepły, letni wieczór. Lucy pomyślała, że Sebastian chyba wyświadczył jej przysługę, odmawiając pomocy, zmusił ją bowiem do samodzielności. Colin nie mógł przewidzieć, że Sebastian zmieni się do tego stopnia. – Mamo – zawołał J.T. z głębi domu. – Dziadek dzwoni! – Przynieś mi telefon! – odkrzyknęła. Madison wrzuciła garść strączków z powrotem do koszyka. – Czy mogę z nim porozmawiać? – Jasne – skinęła głową Lucy. J.T. przyniósł na ganek słuchawkę bezprzewodowego telefonu, rzucił jej na kolana i pobiegł do ogrodu. Rozmowy z dziadkiem zawsze podniecały dzieci. Jack nigdy nie okazał im w żaden sposób swojego niezadowolenia z decyzji matki, która zabrała je z Waszyngtonu, jej jednak dawał to odczuć w subtelny sposób. – Witaj, Jack – powiedziała do słuchawki. – Co słychać? – Miałem wolną chwilę i pomyślałem sobie, że zadzwonię... – Miło cię słyszeć. – A co u ciebie? – Siedzimy na ganku z Madison i łuskamy fasolkę. – Cóż za sielanka! Roześmiała się beztrosko, ale wyczuła w jego głosie nutkę krytycyzmu, pomieszanego z nieoczekiwaną nostalgią. – A jak tam w Waszyngtonie? – Gorąco. – W końcu jest lato. Pogadamy, gdy tutaj wiśnie już przekwitną i zacznie się błoto. – J.T. mówił, że byliście w Wyomingu. – To była krótka wycieczka, ale miła. – Widziałaś się z Sebastianem Redwingiem? Lucy nie odpowiedziała od razu. Czy Jack wiedział o jej