Warning: file_get_contents(http://hydra17.nazwa.pl/linker/paczki/dermatolog.starachowice.pl.txt): failed to open stream: HTTP request failed! HTTP/1.1 404 Not Found in /home/hydra12/ftp/dermatolog.starachowice.pl/paka.php on line 5
- Co tu się dzieje?!

- Co tu się dzieje?!

  • Ariel

- Co tu się dzieje?!

15 April 2021 by Ariel

U szczytu marmurowych schodów stała Ingrid, zaalar¬mowana podniesionymi głosami. Ze zdumieniem patrzyła na zacietrzewioną parę. Jak zwykle wyglądała jak wycięta z okładki żurnala. Te¬go ranka była ubrana w tradycyjnym stylu angielskiego ziemiaństwa - tweedowa spódnica, jasny kardigan z kaszmiru, stosowne dodatki. Do tego oczywiście pełen makijaż oraz idealnie ułożone włosy. Nagle zauważyła bose stopy Marka i na jej twarzy odbił się wyraz absolutnej zgrozy. - Mark, a cóż ty robisz boso na dworze?! Jej zgroza wydała mu się tak absurdalna, że aż się roze¬śmiał, choć jeszcze wszystko się w nim gotowało. - Stoję na żwirze - odparł. - Ale nie polecam, to dobre dla fakira. Nie mam pojęcia, jak Tammy to wytrzymuje. A tak w ogóle to dzień dobry. Ingrid nie odwzajemniła uśmiechu. - Dzień dobry - odparła z urazą, nawet nie racząc rzu¬cić okiem na Tammy. - Sądziłam, że przyjdziesz do jadalni dotrzymać mi towarzystwa przy śniadaniu. - Sądziłem, że zjesz śniadanie w łóżku. - Nigdy nie jem w łóżku. Służba doskonale o tym wie. Wystarczyło ich spytać. - Skąd mogą wiedzieć, skoro przyjechałaś wczoraj? - Nie. Jestem tu już od czterech dni. Mark zmarszczył brwi. - Przyjechałaś od razu po moim wyjeździe do Australii? Po co? - Dla twojego dobra. Ktoś musi pilnować służby, inaczej nie wiadomo, co człowiek zastanie po powrocie. - Właśnie to samo mu mówiłam - wtrąciła Tammy. - Czy pani wie, że Jego Wysokość daje dyla? Ingrid, która nie znała potocznej angielszczyzny, spoj¬rzała na Tammy takim wzrokiem, jakby patrzyła na coś, co nagle wypełzło spomiędzy liści kapusty. - Co robi? - No, wraca do Renouys, a mnie zostawia samą na go¬spodarstwie. O, jak widzę, pani też uważa to za zły pomysł. Proszę więc przekonać księcia, dobrze? - Obróciła się do Marka i obdarzyła go słodkim uśmiechem. - A teraz Wasza Duża Wysokość wybaczy, ale muszę położyć Jego Małą Wy¬sokość do łóżka. Tak naprawdę Tammy była przerażona. Zamek i jego otoczenie niezmiernie jej się podobały, ale pomysł zarzą¬dzania cudzymi dobrami, i to tak ogromnymi, nie podobał się jej zupełnie. - Czy zechce pani zadysponować, co ma być na kolację? - spytała ją późnym rankiem pani Burchett. - Ale dlaczego ja? - Nie chcę przeszkadzać księciu, jest zajęty. - Proszę więc iść do panny Ingrid. Ochmistrzyni zdecydowanie potrząsnęła głową. - Ona jest tu tylko gościem, a gość nie decyduje o ta¬kich sprawach. Co pani powie na duszone przepiórki? - Przepiórki? Szczerze powiedziawszy, wolę kurczaka - odparła Tammy bez zastanowienia. Wbrew jej oczekiwaniom lunch przebiegł spokojnie i nadzwyczaj przyjemnie - ponieważ była sama. Nauczona doświadczeniem poprzedniego wieczora, przy¬była punktualnie. Nawet pamiętała, by włożyć buty... Tym¬czasem w jadalni zastała tylko głównego kamerdynera, a na stole stało jedno nakrycie. Poczuła jednocześnie ulgę i zawód. - Jego Wysokość i panna Ingrid zjedzą dziś lunch gdzie indziej - odparł oficjalnym tonem Dominik, gdy go o to spytała i nie chciał zdradzić żadnych szczegółów. Tammy postanowiła wykorzystać okazję i uczynić z nie¬go swego sojusznika. Wprawdzie podczas wspólnego śnia¬dania w kuchni w ogóle się nie odzywał, ale zauważyła, że bacznie ją obserwował i chyba poczuł do niej sympatię. Chyba mogliby się zaprzyjaźnić... I rzeczywiście. Przy deserze Dominik był już zawojo¬wany na amen. Tammy ponownie zagadnęła go, gdzie po¬dziali się Ingrid i Mark. - Pojechali do Renouys - wyjaśnił, tym razem chętnie. - Książę nie lubi zamku, a nam wszystkim zależy na jego obecności tutaj. Może panienka by go jakoś przekonała.... - Już próbowałam. Nie mam pomysłu, co mogłoby go skłonić do pozostania. - Ja też nie - przyznał. - Gdyby jednak panienka coś wymyśliła, wszyscy bylibyśmy bardzo wdzięczni. Po posiłku Tammy zbuntowała się. Skoro Mark pojechał robić to, co lubi, czyli projektować te swoje tamy, to ona też ma prawo zająć się pracą. Zostawiła śpiącego Henry'ego pod opieką pani Burchett, a sama poszła poszukać głównego ogrodnika. Otto był jeszcze starszy niż Dominik i ledwo mówił po angielsku, ale żywił taką samą miłość do drzew jak Tammy. Mimo trudności językowych już po pięciu minutach byli przyjaciółmi i zgodnie pochylali się nad planami, na których Otto rozrysował ogród swoich marzeń. Od dziesięciu lat nie mógł uzyskać pozwolenia na zrobienie czegokolwiek, więc tylko snuł wizje i przelewał je na papier. Projekt Ottona zachwycił Tammy. Z planami w ręku wy¬szli do ogrodu i w jakimś przedziwnie mieszanym języku omawiali zmiany, jakie należałoby przeprowadzić. Tammy zapomniała o całym świecie, o upływającym czasie, o kło¬potach, o wszystkim. - Ależ oczywiście, że na tej osi powinna być aleja! - wykrzyknęła z ogniem w głosie, gdy przystanęli na skraju starego parku. - Będzie wspaniały widok! - Gdyby książę pozwolił... Tylko machnęła ręką. - Oczywiście, że pozwoli. - A na co pozwolę? - za jej plecami odezwał się zna¬jomy głos. Odwróciła się i ujrzała między drzewami Marka, ubra¬nego w elegancki garnitur. Widziała go już i w stroju ksią¬żęcym, i w wieczorowym, i w zwyczajnych dżinsach - i za każdym razem było to samo. Za każdym razem na moment odbierało jej mowę z wrażenia. Wolała nie analizować, jakie były przyczyny tego faktu. - Na realizację planów Ottona. Widziałeś je? Są genialne! Stary ogrodnik, zmieszany, zwijał papiery w rulon, ale Tammy zdecydowanie wyjęła mu je z ręki, ignorując wszel¬kie protesty - Sam popatrz! Na przykład na tamtym wzgórzu jest wia¬trołom, dziesięć lat temu potężny huragan zwalił drzewa. Przy¬najmniej tak zrozumiałam. Trzeba koniecznie posadzić nowy las, ponieważ następuje erozja i wypłukiwanie żyznej warstwy gleby. Tolerowanie takiego stanu rzeczy to zbrodnia! - Zbrodnia? - Mark obrzucił ją dziwnym spojrzeniem, ale nie zwracała na to uwagi. - Do tej pory nie pozwalano Ottonowi nic robić, a to jest prawdziwy wizjoner! Mark, musisz się zgodzić. To nie będzie nic kosztować, on przygotował już tyle sadzonek, że nie trzeba nic kupować. Wystarczy jedno twoje słowo i będziemy mogli zabrać się do roboty! - My? Zarumieniła się, lecz nie potrafiła ukryć podekscytowa¬nia. Było tu tyle pracy! - Przecież nie odmówię mu pomocy. - W takim razie musisz zostać w zamku – zauważył z satysfakcją. Tammy nie dała się podejść.

Posted in: Bez kategorii Tagged: pies z długimi uszami rasa, joanna przetakiewicz dzieci, lew znak zodiaku data,

Najczęściej czytane:

drugiego i rozstali się, pozostając każde przy swoim zdaniu.

A nazajutrz rano poczta dostarczyła przewielebnemu list z wyspy Kanaan, od doktora psychiatrii Korowina. Władyka otworzył kopertę, przeczytał, co w środku napisane, chwycił się za serce, upadł. ... [Read more...]

yobrażała zagajnik ...

sosnowy; druga, wschodnia – teren łagodnie spadający ku rzece i gospodarstwom; zachodnia – łączkę i dwa sąsiednie pawilony; południowa – krzaki. Nietrudno było zauważyć, że artysta porażająco prawdziwie odtworzył zaokienne pejzaże. Ale w jego wizji wyglądały one ... [Read more...]

ziemię i z trudem dowlokła się do schodów.

W ciągu ostatnich dni pozwoliła, żeby stres wziął nad nią górę. Zdała sobie z tego sprawę, jadąc dziś do domu. Za dużo koszmarów, za mało snu. Przestała się dobrze odżywiać i zaczęła szukać oparcia w Quincym, jakby jakimś cudem potrafił jej pomóc. Wielki błąd. Ale ... [Read more...]

Polecamy rowniez:


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 Następne »

Copyright © 2020 dermatolog.starachowice.pl

WordPress Theme by ThemeTaste