nakazała jej jak najszybciej kończyć tę konwersację. Wyjęła klucze i
otworzyła drzwi. - Dobranoc - powiedziała, wchodząc do środka i zamykając drzwi za sobą na zamek. Wszystko praktycznie jednym ruchem. Była tak zdenerwowana, że dobrą chwilę zajęło jej uświadomienie sobie, iż coś jest nie tak. W przedpokoju było ciemno. Milla zamarła; mrok niemal fizycznie naparł na nią ze wszystkich stron, gdy uświadomiła sobie, że nie jest w domu sama. -13- an43 183 Rip nie pojechał do domu. Poprosił taksówkarza o zawiezienie do szpitala. Użył swojej karty identyfikacyjnej, żeby wjechać na parking dla personelu. Wysiadł tam z samochodu, każąc kierowcy zaczekać. Obejrzał zaparkowane auta; nie zaskoczyło go to, że nie znalazł pośród nich własnego samochodu. Był zmartwiony i rozczarowany, lecz nie zaskoczony Przypiął do klapy swój identyfikator i wszedł do środka, na ostry dyżur. - Przyjęto dziś na oddział Felicię DAngelo? - spytał pielęgniarkę siedzącą przy komputerze. Dziewczyna szybko wprowadziła nazwisko. - Nie, panie doktorze. Mamy Ramona D'Angelo, ale nie Felicię. Dla pewności Rip poprosił jeszcze taksówkarza o zawiezienie do drugiego szpitala, w którym pracowała Susanna i on sam. Powtórzył tę samą procedurę: okazało się, że i tu na parkingu nie ma jego samochodu, a w szpitalu nie leży Felicia DAngelo. Miał nadzieję, wielką nadzieję, że Susanna jednak czeka na niego w domu. Że to fałszywe wezwanie na pager i ta jej historyjka są częścią misternego planu mającego na celu skojarzenie ze sobą Milli i True Gallaghera. Mimo wszystko wciąż miał nadzieję. Ale dom był ciemny, w żadnym z okien nie paliło się światło. Zapłacił sowicie taksówkarzowi, potem powlókł się do drzwi frontowych i otworzył je. Mechanicznym ruchem wyłączył alarm i zapalił światła an43 184 Zastanawiał się, jaką bajkę opowie mu Susanna po powrocie do domu. Zastanawiał się, gdzie ona może być. Zastanawiał się, co on ma, do cholery, teraz zrobić. ** Może True nie wrócił jeszcze do samochodu, może usłyszy jej krzyk. Myśli galopowały przez głowę Milli usiłującej z całych sił opanować własne, ściśnięte do granic możliwości gardło. Ale czuła się jak w koszmarnym śnie: chcesz krzyczeć, ale nie jesteś w stanie wydobyć z siebie głosu. Jedyny dźwięk, jaki udało jej się wycisnąć z gardła, brzmiał jak cichy pisk przerażonej myszy Zresztą momentalnie urwał się, gdy czyjaś dłoń zakryła jej usta, a twarde, stalowe ciało przyparło ją do ściany - Ćśśś - syknął niski głos. - Nie krzycz. To tylko ja. Tylko on? No dobrze, wiedziała już, że to Diaz - świetnie. Jakoś nie odebrało jej to chęci do wycia z przerażenia. Fizycznie czuła, jak jej serce tłucze się w klatce piersiowej. Prawie cieszyła się z tego wbicia w ścianę, bo nie sądziła, by roztrzęsione kolana dały radę ją