- O co tu, do cholery, chodzi?
Ten najspokojniej w świecie uniósł wzrok i odpowiedział beznamiętnym, opanowanym głosem: - Robichaux poszedł do prokuratora okręgowego i doniósł, że go szantażujesz. Miałeś mu grozić, żejeżeli ci nie zapłaci, dobierzesz mu się do skóry. - Co takiego? - Santos poczerwieniał z gniewu. - Przecież to bzdury! - To jeszcze nie koniec. - Jackson pokiwał głową. - Twierdzi, że to ty stoisz za skandalem sprzed sześciu lat. Kapujesz? Tym sposobem mielibyśmy Aferę Pięciu... Santos opadł na krzesło. Od przeszłości nie da się uciec. Przypomniał sobie podejrzliwe spojrzenia kolegów, a nawet otwartą wrogość. Czuł się przez nich zdradzony. Najpierw, kiedy odkrył, że za pieniądze gotowi byli sprzedać honor policjanta. Co gorsza, jeden z nich potwierdził, że brał udział w aferze. Teraz scenariusz się powtarzał. Nie mogąc usiedzieć na miejscu, zerwał się i zaczął krążyć po pokoju. - Chop twierdzi, że nie tylko ty brałeś udział w skandalu. Ale ty byłeś prowodyrem - kontynuował Jackson. - Kiedy zorientowałeś się, że wydział wewnętrzny cię namierzył, pogrążyłeś, według niego, kumpli, byle ratować własny tyłek. Poszedł na współpracę z tobą, bo groziłeś jemu i jego rodzinie. Oczywiście nie miał nic do stracenia, skoro otrzymał gwarancję, że nie będzie za nic odpowiadał. - Rzadki gnojek. - Santos zatrzymał się na wprost partnera. - Gdybym miał go tu teraz, skręciłbym mu kark. - Czegoś tu nie rozumiem - wtrąciła Gloria, odzywając się po raz pierwszy, odkąd znaleźli się w hotelu. - Dlaczego wydział wewnętrzny uwierzył temu typowi? Przecież ten człowiek jest kryminalistą. Jackson uśmiechnął się ponuro. - Śmieszne, prawda? Ale dla niewinnych nastały złe czasy, Glorio. W departamencie było tyle skandali, tyle wpadek z łapówkami, że w oczach opinii publicznej wszyscy jesteśmy ubabrani błotem. W ostatni wtorek „60 Minut” puściło dwa tak niepochlebne wystąpienia, że sam Pennington zrobił u nas inspekcję. Przysięgał, że oczyści departament. Jeżeli nie udowodnisz swojej niewinności, jesteś winny, przynajmniej w wewnętrznym. A ci są tak zajadli, jak ty byłeś kiedyś, Santos. - Jasne. - Santos znowu zaczął chodzić po pokoju. - Robichaux poszedł ze swoją bajeczkę do prokuratora, prokurator pchnął sprawę dalej, do wydziału, a ci założyli haczyk. Nagadał im, że biorę, więc dali mu znaczone banknoty, a on im mnie wystawił. Jasne, wszystko kapuję. - Zatrzymał się, popatrzył na Jacksona czerwony ze złości. -1 na pewno wszyscy chętnie kupili tę historyjkę, nie tylko fiuty z wydziału, ale reszta chłopaków też. Wierzą tej nędznej kreaturze, nie mnie! Pięknie... - zacisnął pięści. - Psiakrew, jak pięknie! - Nie wszyscy - powiedział cicho Jackson. - Ale sprawa faktycznie nie wygląda najlepiej. Miałeś kiedyś układ z Robichaux, stosowałeś szczególne metody śledcze. Najpierw skontaktowałeś się z Chopem, dopiero potem z wydziałem. - On do niego zatelefonował - wyjaśniła szybko Gloria. - Powiedział, że ma informację o Śnieżynce, że trzeba natychmiast przyjechać. Wiem, byłam przy tym. - Ale nie ty odbierałaś telefon. A to tak, jakby cię tam nie było, przynajmniej dla chłopców z wydziału. - Jackson zwrócił się ponownie do Santosa. - A przy tobie znaleziono znaczoną forsę. - Którą mi podrzucono. Jackson uniósł w górę ręce. - Ja o tym wiem i ty o tym wiesz... - Musimy o tym przekonać wydział wewnętrzny - wtrąciła Gloria. - Przede wszystkim musimy dowiedzieć się, dlaczego tak się stało - dodał Jackson. - Santos, myśl. Już nie pracujesz w Dzielnicy. Nie stanowisz dla Robichaux zagrożenia. W tym mieście jest wystarczająco dużo zabójstw, żebyś nie miał czasu na nic innego. Wystawiając cię, sporo ryzykował. - Kasa. Takiego typa interesuje wyłącznie kasa. Ktoś mu zapłacił, żeby to zrobił. - Santos zmrużył oczy. - Ale kto? - Pytanie dnia, przyjacielu. Zadzwonił menedżer hotelu. Gloria zamieniła z nim kilka słów i zaczęła zbierać się do wyjścia. - Obowiązki wzywają - mruknęła pod nosem. – Jeżeli będziecie mnie potrzebować, dajcie znać przez sekretarkę. Santos podszedł do niej. Ujął ją za rękę i podniósł do ust. - Dzięki - powiedział cicho, raptem uświadamiając sobie, jak bardzo jej potrzebuje. - Za wszystko. Uśmiechnęła się i uścisnęła jego dłoń. - Drobiazg. Gdy drzwi zamknęły się za nią, Jackson westchnął i popatrzył na przyjaciela. - Wyjątkowa kobieta. Stoi przy tobie murem. Nie do wiary, jak cię wspiera. Obdzwoniła w twojej sprawie wszystkich znajomych. Zastanawiałeś się nad tym, co z nią wyprawiasz? Santos zachmurzył się i popatrzył na drzwi, za którymi przed chwilą zniknęła Gloria. To prawda, że walczyła o niego dzielnie. Zaraz po zatrzymaniu zadzwoniła do Jacksona, następnie skontaktowała się z najlepszym adwokatem. Gdy kaucja została ustalona, dokonała wpłaty i doprowadziła do spotkania w hotelu. Cały czas zastanawiał się, dlaczego ona to robi. Czekał kiedy i skąd spadnie cios. I czuł się jak kupa gówna. - Czyja wiem? - westchnął. - Jeżeli chodzi o Glorię, nigdy niczego nie byłem pewien. - Tak też myślałem. Ale zastanów się nad tym. Bo znowu pokpisz sprawę. - To znaczy? - Pamiętasz Liz? Santos odwrócił głowę. - Ja jej nie kochałem. To nie było to. - A Gloria, to jest to? - Ej, stary, skąd to nagle zainteresowanie moim życiem prywatnym? Nie mamy ciekawszych tematów? Jackson roześmiał się, ale zaraz spoważniał. - Mamy naszego opornego świadka. - Tina? - Ta sama. - Jackson złączył dłonie. - Mówi, że jest śledzona, osaczana przez Śnieżynkę... - Wierzysz jej? - Nie wiem. Dziewczyna nie pasuje. Jest dużo starsza niż wszystkie ofiary. Inne włosy, oczy... - Pokręcił głową. - Ale rzeczywiście wpadła w popłoch. Moim zdaniem świruje. - Autosugestia? - Santos potarł nos palcem. - Mam nadzieję, że ją sprawdziłeś?