się szczęśliwa. Nawet ruszała się inaczej, bardziej swobodnie i energicznie.
Biały podkoszulek zmieniła na rozpinaną bluzkę. Kiedy szła do kuchni, przyglądał się miękkim ruchom jej łagodnie zaokrąglonych bioder. Pomyślał, że jest naprawdę piękna. A kiedy przyłapał się na tej myśli, sam się zdumiał. Rainie nie była szczególnie ładna, atrakcyjna ani seksowna. Była po prostu piękna. Piękna w tych swoich dżinsach i białym podkoszulku. Piękna bo... Przypomniał sobie, jak na miejscu zbrodni w Filadelfii mijała ludzi z dochodzeniówki, bo wiedziała, że on jej potrzebuje. Jak postawiła się kolegom z FBI, mimo że czuła się obco i niezręcznie. I wciąż stała po jego stronie, chociaż całe jego życie rozlatywało się na kawałki, więc o wiele łatwiej byłoby po prostu sobie odpuścić. Kiedyś powiedziała mu, że nie ma pojęcia o relacjach między ludźmi, o lojalności i oddaniu. Teraz okazało się, że jest wiernym przyjacielem, godnym największego zaufania. - Rainie - powiedział cicho. - Rano nie zachowałem się jak trzeba. To przyciągnęło jej uwagę. Zatrzymała się z jedną nogą jeszcze w kuchni, a drugą już w sypialni. - Nie wiem, o czym mówisz - odparła. - Miałem wspaniały sen, chyba najlepszy sen od wielu miesięcy. Byliśmy razem na plaży, przytuleni do siebie na rozgrzanym piasku. Pamiętam, że bawiłem się twoimi włosami. Nie odzywaliśmy się. Byliśmy po prostu... szczęśliwi. - No tak, to musiał być sen. - Wtedy się obudziłem i ty rzeczywiście byłaś obok mnie. - Chrapałam? - Nie chrapałaś. 203 - Uff! - Zrobiła przesadnie zamaszysty ruch ręką, jakby ścierała p< z czoła. - Już pomyślałam, że przez moje chrapanie musiałeś uciekać. - Oparłaś głowę na moim ramieniu - powiedział łagodnie. - Obejmowałaś mnie. A jedną nogę... założyłaś na moją nogę. - Kiedy śpię, jest mi na ogół chłodno. - To była najprzyjemniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek ktoś mi zrobił. To było miłe. - Och, odwal się, Quince! Quincy aż zamrugał z wrażenia. Rainie podeszła do niego. Policzki miała rozpalone. Palcem wykonywała w powietrzu niebezpieczne dźgające ruchy. Musiał powiedzieć coś, co strasznie ją wkurzyło. Uciekaj! - pomyślał. - Ale dokąd? - Nie jestem miła! - wyrzuciła z siebie. - Wyjaśnijmy to sobie. Nigdy nie jestem miła! - W porządku. - Nie przyszłam do ciebie do łóżka, żeby być miła. I nie po to tam zasnęłam. Kapujesz? - Nie chciałem... - Właśnie że chciałeś! Wyciągnęłam do ciebie rękę. Dla mnie to był wielki skok. A ty zachowałeś się jak tchórz, nie tylko rano. Teraz też gadasz jak tchórz i pomniejszasz znaczenie mojego gestu z odruchu troski do odruchu litości. - Chcesz mnie tym dziabnąć? - Czym? - Palcem! - Quincy! - wrzasnęła, obie ręce wyrzucając w powietrze. - Przestań! Na Boga, zachowujesz się tak samo jak ja! Opanuj się! Zamilkła. - Rano być może spanikowałem - przyznał.