O’GRADY: Jestem bystry.
CONNER: Danny, zabiłeś te dziewczynki? Strzelałeś do dzieci? O’GRADY: Jestem, bystry. Jestem bystry, jestem bystry, jestem bystry! CONNER: Zabiłeś te dziewczynki, Danny?! O’GRADY: Tak! Tak! W porządku? Jestem bystry! CONNER: Dlaczego, Danny? Dlaczego zrobiłeś coś takiego? Dźwięk otwieranych drzwi. JOHNSON: Nazywam się Avery Johnson i reprezentuję Daniela O’Grady’ego. Koniec przesłuchania. CONNER: Dlaczego, Danny, dlaczego? JOHNSON: Nie odpowiadaj! CONNOR: Powiedz mi, dlaczego! Dlaczego zabiłeś te dziewczynki, Danny?! O’GRADY: Boję się. Na pokładzie boeinga 747 agent specjalny Pierce Quincy zdjął słuchawki i odłożył na bok magnetofon. Od chwili startu samolotu w Seattle trzy razy przesłuchał nagranie rozmowy z młodocianym masowym mordercą, najnowszą sensacją Ameryki. Teraz potrzebował kilku spokojnych minut na spisanie uwag w notesie zakupionym w pośpiechu na lotnisku Sea-Tac. Na czerwonej okładce zeszyciku wykaligrafował: STUDIUM PRZYPADKU NR 12, DANIEL JEFFERSON O’GRADY. BAKERSVILLE, OREGON. Podeszła stewardesa, zabrała pusty kubeczek i uśmiechnęła się czarująco. Quincy automatycznie odwzajemnił uśmiech, ale szybko odwrócił wzrok. Nie miał ochoty na zdawkowe rozmowy. Cały czas absorbowały go myśli o niepojętej sile, która skłania dzieci do zabijania. W wieku czterdziestu pięciu lat Pierce Quincy nadal dobrze się trzymał. Miał ciemne, siwiejące na skroniach włosy, był wysoki, szczupły i elegancko ubrany. Przeżył już swoje, wiedział, czego chce. Zawsze starał się być uprzejmy, ale nie miał ani krzty cierpliwości dla głupców. Zarabiał na życie, podróżując z miasta do miasta i polując na najgorsze potwory, jakie wydała rasa ludzka. Przenikliwe spojrzenie Quincy’ego niektórym wydawało się zniewalające, a innych całkowicie onieśmielało. Podczas podróży służbowych aktówka agenta specjalnego pękała od zdjęć z miejsc najbardziej brutalnych morderstw. Po piętnastu latach w branży mógł tasować te fotografie jak talię kart, co sprawiało, że był dumny ze swoich zwycięstw. Zasmucało go jednak, że odczuwał coraz większe zobojętnienie. Zbiegiem okoliczności Quincy akurat przebywał na Zachodnim Wybrzeżu, gdy z Quantico nadeszła wiadomość w sprawie strzelaniny w Bakersville. Teoretycznie był na urlopie i odpoczywał od badań naukowych z dziedziny kryminalistyki i zajęć na Akademii FBI w Wirginii. W zeszłym tygodniu jednak dowiedział się, że przy autostradzie międzystanowej numer 5 w Seattle znaleziono ciało uduszonej prostytutki. Miejscowa policja podejrzewała, że zbrodnia ta może mieć związek z serią morderstw popełnionych w latach osiemdziesiątych przez nigdy nieschwytanego „wampira znad Zielonej Rzeki”. Quincy badał tę sprawę przed rokiem w ramach programu zamykania dochodzeń, które utknęły w martwym punkcie. Niestety, nie znalazł wtedy żadnych dodatkowych poszlak. Teraz nowe morderstwo mogło naprowadzić na ślad zbrodniarza. Zastępca dyrektora FBI osobiście przekazał Quincy’emu wiadomość, ale polecił mu zostać w domu. – Są chwile, kiedy trzeba pomieszkać z rodziną – oświadczył wielkodusznie. – To zabójstwo pewnie nie ma związku z twoim wampirem. Nie sądzę, żebyś musiał zawracać sobie tym głowę. Quincy podziękował szefowi za troskę. Potem pojechał na lotnisko Dulles, kupił bilet do Seattle i wszedł na pokład samolotu. Jego młodsza córka wracała następnego dnia do college’u, była żona nie życzyła sobie z nim rozmawiać, a co do drugiej córki, Amandy... Nie mógł jej w żaden sposób pomóc. Co się stało, to się stało i, szczerze mówiąc, Quincy właśnie teraz potrzebował swojej prący. Zanim przed pięcioma laty agent specjalny Quincy został przeniesiony do Sekcji Badań Behawioralnych, zyskał sobie w FBI sławę jednego z najznakomitszych tropicieli. Każdego