- Tak.
- To dobrze. Dobrze. Dziekuje. Niezbadane sa scie¿ki Pana. Wiesz o tym. - Tak, słyszałem. - W głosie Nicka zabrzmiała ledwo wyczuwalna nuta ironii. Udało mu sie wreszcie skonczyc rozmowe. Odło¿ył słuchawke, wział szklanke ze stolika i wstawił ja do zlewu w kuchni. Twardziel łaził za nim krok w krok, stukajac pazurami po starym linoleum. - Niedługo wróce - powiedział Nick do psa, zarzucajac worek na ramie. Poszedł na werande z tyłu domu, sprawdzajac po drodze, czy pies ma wode i jedzenie w miskach i posłanie w kacie werandy, po czym zamknał drzwi. Twardziel podbiegł do samochodu, ale Nick potrzasnał głowa. - Nie tym razem, staruszku. - Podrapał psa za uszami, z których jedno było powa¿nie nadszarpniete. Tak jak wtedy, gdy pies, pół¿ywy i zakrwawiony, przywlókł sie do jego chaty wkrótce po tym, jak Nick sie tu wprowadził. 38 - Musiał walczyc z szopem albo z innym psem - powiedział miejscowy weterynarz. W rezultacie pies stracił łape, zachował ucho i znalazł nowy dom w chacie Nicka. Pasowali do siebie jak ulał. - Nie wpakuj sie w jakies kłopoty. - Nick wyprostował sie, wsiadł do samochodu i właczył silnik. Niebo było cie¿kie, szare i ponure, tak jak nastrój Nicka. Wrzucił jedynke. Przypomniał sobie telefon Cherise i deklarowana przez nia ¿arliwa wiare. Pomyslał, ¿e i jemu przydałoby sie troche wiary, zwłaszcza teraz. Naprawde z wdziecznoscia przyjałby pomoc z nieba, ale wiedział, ¿e nie ma na co liczyc. Rzucił okiem we wsteczne lusterko i zobaczył czarno-białego psa, siedzacego na ganku. Przez chwile czuł sie tak, jakby opuszczał swoja jedyna rodzine. - Swietnie - mruknał pod nosem. Wyjechał na wiejska droge, która miała go doprowadzic do miedzy-stanowej autostrady. Autostrada ruszy na południe, do San Francisco. I do Marli. Głosy, kilka głosów. Wydawało jej sie, ¿e je zna. Znowu podpłyneła pod sama powierzchnie swiadomosci. Bardzo chciało jej sie spac, czuła sie otumaniona i zmeczona. Spróbowała uniesc powieki, które ciagle jednak były zbyt cie¿kie. Nie chciała znowu zasnac, przynajmniej przez jakis czas. - Tak, powiedział, ¿e przyjedzie, ale naprawde musiałem go przycisnac. - To mówił Alex. - Kto? Kto przyjedzie? Alex zasmiał sie sucho, z przymusem. - Wyglada fatalnie. Naprawde wsiakł w te nieszczesna kontrkulture północnych lasów. Wiesz, wytarte d¿insy, stara koszula, zniszczona kurtka, na głowie kłaki prawie do ramion. Odniosłem wra¿enie, ¿e nie golił sie chyba od tygodnia. Łowił 39 akurat ryby, kraby czy cos w tym rodzaju. Ma łajbe, na pierwszy rzut oka dziurawa jak rzeszoto.