usytuowanej we frontowej części salonu. Wpatrywali się w ekran laptopa.
Kimberly wspierała się o jego ramię, żeby lepiej widzieć. Oboje popijali kawę i żywo się spierali. Rainie zauważyła trzecią filiżankę z kawą, pewnie dla niej. Usiadła i zaczęła przysłuchiwać się dyskusji. Ojciec i córka pracowali nad bazą danych. Kimberly chciała się skupić na sprawie Sancheza, Quincy uważał, że to ślepa uliczka. Sanchez siedział przecież w więzieniu San Quentin, niewiele mógł zdziałać. - A jego rodzina? -rzuciła Kimberly. - Jaka rodzina? - spytał Quincy. - Jest tylko matka, siedemdziesięcioletnia i schorowana, raczej nie nadaje się na psychola tygodnia. - Trafiony - mruknęła Rainie. Zaniemówili oboje, a Quincy podniósł wzrok znad komputera. Na jego twarzy pojawił się na chwilę jakiś nieokreślony grymas. - Dzień dobry, Rainie - powiedział spokojnie. W torebce są croissanty, jeśli chcesz... Pokręciła głową. - Dawno wstaliście? - Parę godzin temu - Quincy unikał jej wzroku. Nie przeszkadzało jej to, bo sama też nie potrafiła spojrzeć mu w twarz. Pewnie się zdziwił, kiedy zobaczył, że ona śpi przytulona do niego. Czy było mu miło? A może uznał to za rozwiązanie czysto praktyczne, skoro Kimberly zajęła kanapę. Rainie uważnie przyglądała się logo restauracji Starbucks na swojej filiżance. - Do czego doszliście? - spytała. - Opracowujemy bazę danych. 192 - Chyba musimy jeszcze raz sprawdzić Sancheza - wtrąciła Kimberly. - Dzwonił przecież do taty. Poza tym sposób, w jaki potraktował swojego kuzyna Richiego Millosa dowodzi, że lubi się mścić. Jest też wątek Montgo¬ mery'ego. Albert pracował nad tą sprawą i może żywić do ojca nienawiść. - Fakt, że telefon od Sancheza odebrałem osobiście, to zwykły przypadek - zripostował Quincy. - Na automatycznej sekretarce nagrało się pięćdziesięciu sześciu innych przestępców. Ich telefony też mogłem odebrać. Natomiast jeśli chodzi o wątek Montgomery'ego, to owszem, jest ciekawy, ale zbieg okoliczności jeszcze nie oznacza spisku. Najważniejsze jest to, że Miguel siedzi w więzieniu w Kalifornii. Nie będzie miał okazji, a poza tym wątpię, czy jest aż taki inteligentny. - Co z kuzynem? - spytała Rainie. - Z Millosem? Co mianowicie? Rainie usiadła. Skoro rozmowa dotyczyła maniakalnych zabójców, znów poczuła się bezpiecznie. - Pomyśl o tym w ten sposób. Rozgryzłeś, że Richie i Miguel byli wspólnikami. Dzięki temu policja mogła się skupić na Richiem. W ten sposób zagwarantowała jego śmierć z rąk Miguela. Ergo, ktoś mógł wysunąć tezę, że to ty jesteś odpowiedzialny za jego śmierć. - Ergo, ja zabiłem Richiego - mruknął Quincy. - Nieźle! - Czy żyją jacyś krewni Richiego? - zapytała Kimberly. - Nie wiem. Sprawdź w aktach. Kimberly zaczęła szperać w pudełku, i po paru sekundach wyjęła odpowiednią teczkę. - Millos, Richie. Przekonajmy się, jakie czubki zwisają z gałęzi drzewa rodowego. - Otworzyła, przewróciła trzy kartki i zaczęła czytać. - Dobrze, jest matka. Pięćdziesiąt dziewięć lat, gospodyni domowa. Jest też ojciec. Sześćdziesiąt trzy lata. Dawniej woźny, teraz na rencie. Cierpi na gośćcowe zapalenie stawów, więc można go wykluczyć. - A rodzeństwo? - spytał Quincy.