Wiedziały, jak bardzo mi zależy na udanym małżeństwie, jak bardzo
czułam się przedtem samotna. Uznały, że nie powinny mnie wtajemniczać w swoje kłopoty. Milczał. Po prostu zaniemówił na tak straszną niesprawiedliwość. Dopiero po dłuższej chwili zdobył się na pytanie: - Nie widzisz, że one cię zwyczajnie oszukują, a nie chronią? - Nie - odparła. - Zupełnie tego nie widzę. Nadal znajdowali się w sypialni, ale Karolina nie leżała już w łóżku, tylko w szlafroku i miękkich pantoflach krążyła po pokoju. Weszła na chwilę do łazienki, przemyła twarz zimną wodą, po czym usiadła w fotelu przy oknie. Matthew to spacerował także, to przysiadał w nogach łóżka, na koniec usadowił się w oknie, pragnąc za wszelką cenę być jak najbliżej żony, nie powiększać dystansu. Chociaż dystans i tak się powiększał. Widziała, jak bardzo Matt jest zdenerwowany. - Jeśli rola ojczyma cię przerasta, to mogłeś od razu powiedzieć, potrafiłabym zrozumieć. Wiedziałam, że nie będzie ci lekko. Ale ty pozwoliłeś mi wierzyć, że wszystko między wami jest w porządku. - Umilkła na chwilę. - To ty mnie oszukiwałeś, Matthew. - Nie patrzę na to w ten sposób. - Pewnie, że nie. - I ty też nie powinnaś. - Widział teraz, że musi zacząć całą batalię od nowa. - Nie słyszałaś, co mówiłem? O tym, co zrobiły? Głównie Flic, bo ona wszystko wymyśliła, ale Imo wspiera ją na całej linii. 71 - Jak możesz?! - Karolina wstała i przesunęła ręką po rozczochranych włosach. - Jak możesz tu siedzieć, nazywać je zdrobniałymi imionami, a jednocześnie oskarżać o tak straszne rzeczy? - Przecież zawsze tak o nich mówimy! - Matthew czuł się oszołomiony i zdruzgotany. - Aha, więc teraz jest „my"? - zauważyła lodowatym tonem. - Oczywiście. - Bo dotąd jakoś nie używałeś liczby mnogiej. Usiadła znów w fotelu. Dłonie jej drżały. - Może jeszcze jesteś za słaba. Może przerwiemy tę rozmowę, żebyś mogła odpocząć. - Odpocząć? Myślisz, że mogłabym teraz odpoczywać? - Domyślam się, że nie. - Swoją drogą, co za ironia! - mruknęła z zaciętą twarzą. - Najpierw nic mi nie mówisz, bo nie wierzysz, że potrafię się z tym uporać. A potem się okazuje, że to właśnie ciebie sytuacja przerasta. Gdybym wiedziała od początku, co się dzieje, na pewno dałabym sobie radę. - Niewykluczone - przyznał. - Ale wciąż miałem nadzieję, że obejdzie się bez tego. - Już to mówiłeś. Musisz jednak przyznać, że popełniłeś błąd. - Z perspektywy czasu, rzeczywiście. - Wszystko bym załatwiła. Nie dopuściłabym, żeby aż tak wymknęły się spod kontroli. - Może. - Żadne „może". Jestem ich matką.